Nie każdy w to uwierzy, ale tym razem do powrotu na Bali zmusiła mnie rodzina. Kobiety mojego życia, czyli mama i siostra, nie mogły już patrzeć na moje marne, pogrążone w depresji ciało. Moja dusza zamiast zajmować honorowe miejsce w chudym wnętrzu, postanowiła powisieć pod sufitem, w który ja nieustannie wlepiałam swoje martwe spojrzenie.
Dwa miesiące temu, jedynym rozsądnym rozwiązaniem wydawała się kapitulacja. Mogłabym na przykład spędzić resztę życia w łóżku oglądając Netflix’a i rozważając, czy wszystkie moje przygody i podróże były prawdziwe, czy to tylko moja wyobraźnia. Być może jestem schizofreniczką, w której głowie powstała wizja alternatywnego życia, ale wciąż miałam dowody w postaci zdjęć i filmów, które wskazywały na to, że to wszystko prawda. Z trudnem przyszło mi zarezerwowanie biletu na Bali. Kiedy dostałam potwierdzenie na maila, poczułam się jakby trochę lżej i lepiej, ale moi rodacy postanowili nie tylko podeptać, ale również przejechać walcem, a później defekować na tę tlącą się we mnie radość.
Przeważnie żyję szczęśliwie, ale bardzo nieodpowiedzialnie, co nie spotyka się z ogólną aprobatą. Nie jestem przekonana, kto daje opinii publicznej prawo do udzielania życiowych rad obcym osobom. No cóż, czasy, w których żyjemy są dość dziwne…
Nie wiem, czy też tak macie, ale jak już się dzieje źle, to trudno to zatrzymać. Szambo wylewało się na mnie szybko i z każdej możliwej strony. W przeciągu kilku dni straciłam pracę, pewny kontrakt z wydawcą (nie winię ich, zostawiłam ich na bardzo długi czas bez odpowiedzi), a prasa i ludzie nienawidzący z natury, postanowili po raz kolejny wyładować na mnie swoje frustracje. Ostatnia zła wiadomość wywołała poważny atak paniki. Nie mogłam oddychać, myślałam tylko o tym, że za dwa dni wylatuję, a moje życie legło w gruzach. W Polsce pojawiłam się po to, aby polepszyć swoją sytuację, a nie pogorszyć. Pomogła mi rozmowa z siostrą, która przypomniała mi moje życiowe motto, które brzmi mniej więcej tak, że te złe rzeczy również dzieją się po coś.
– Czy ja jestem ładna? – zapytałam Karoliny po przylocie na Bali. Tak nisko podupadła moja samoocena. Dziś, kiedy tylko o tym pomyślę, zanoszę się śmiechem.
Niedziele w Uluwatu obchodzone są najbardziej hucznie. To tu przyjechałam zaraz po powrocie do Indonezji. Najpierw do wszelkich przygód podeszłam z lekkim dystansem, aby w dzień święty wyjść na imprezę z mocnym postanowieniem.
– Dzisiaj kogoś wyrucham – zakomunikowałam przyjaciółce. W Polsce seksu nie uprawiałam, poza tym jednym razem, kiedy na techno poznałam Japończyka i pojechałam do niego na after. Kiedy ktoś wsadza ci koks patyczkiem do uszu w tyłek, nie tylko czujesz dozgonną radość, ale również wdzięczność do świata, że ciągle podsuwa ci kandydatów na życiowych partnerów. Tej nocy połączyło nas również mylne wyobrażenie o krajach, z których pochodzimy. On nie mógł mi uwierzyć, że wszyscy jego rodacy, których do tej pory spotkałam są podobnie szaleni do niego. Ja nie mogłam uwierzyć, że w Polsce, udało mi się doświadczyć czegoś, aż tak nowego.
– Chyba dodam do drugiej książki rozdział o Japończyku – napisałam do Weroniki
– Kochanie, ta historia nawet mnie dziwi, myślę, że nie zrozumieją – koniec końców nie dopisałam opowieści do książki, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby wspomnieć o tym w tym tekście, który przeczytają osoby, które faktycznie mnie znają i obserwują.
Tej nocy tańczyłam w nowym klubie w Uluwatu. Wszędzie wokół, jak zwykle, odbywało się istne tarło. To dzielnica, którą zamieszkują głównie surferzy. Najczęściej Francuzi, Portugalczycy, Brazylijczycy, Hiszpanie, Argentyńczycy i Australijczycy, no i wszelkie inne narodowości. W ostatniej książce napisałam, że nie ma dla mnie lepszego miejsca do życia, niż Uluwatu na całym świecie. Kiedy już tutaj mieszkam, czuję niesamowitą wdzięczność i szczęście. Czasami z tego szczęścia płaczę. Chcę poruszyć ten temat, ale opowiadając mój nowy rozdział życia na Bali, muszę zacząć od samego początku, czyli od radzenia sobie z kolejną traumą.
Od wielu godzin wykonywałam swoje szybkie techno ruchy. Nagle u mojego boku pojawił się jakiś blondyn. Równie dobrze tańczył i nie miał na sobie koszulki, co dało mi możliwość rzucenia okiem na jego wyrzeźbioną klatę.
Często podkreślam, że niezwykle istotne jest dla mnie to, jak ktoś porusza się na parkiecie. Czy nadąży? Czy lubi tę samą muzykę? Czy wysyła dobrą energię? Taniec poprawia również nasze zdolności intelektualne, a ja nie umawiam się z głupolami.
-Skąd jesteś? – zapytał, kiedy usiedliśmy na jakimś stole.
-Z Polski
-Ja z Australii – to był dla mnie kolejny sygnał, że się dogadamy. Dziś na przykład napisałam do koleżanki, że każda kobieta powinna mieć swojego Australijczyka. To szalona narodowość. Zakochany Australijczyk posunie się do wszystkiego, aby zdobyć twoje serce.
Kiedy mój towarzysz poszedł po drinka, obok mnie pojawił się mój stary kochanek z Hiszpanii, nie mylić z DJ-em, z którym tworzymy trzyletni i patologiczny „związek”.
-Co robisz? – zapytał.
-Nic.
-Jedziemy do mnie?
-Jasne – w ten sposób w dwie minuty zapomniałam o Australijczyku. Kilka tygodni później zostawiłam tego samego Australijczyka na moim tarasie. Przed drzwiami zorientowałam się, że zgubiłam klucze do domu i postanowiłam przenocować u mojego „chłopaka”. Skończyłam pod sklepem pijąc z jednym z moich ulubionych DJ-i, którego przypadkowo spotkałam. Czy wspominałam już, że jeśli żyjesz na Bali w podobnym do mnie, szalonym stylu, to nie zaplanujesz życia towarzyskiego nawet z godzinnym wyprzedzeniem? Jeśli chodzi o samą formę „podrywu”, niestety lub stety, to bardzo działa na facetów. Zostawienie kogoś w takiej sytuacji, tylko wyostrza jego apetyt. Bycie sobą, pewność siebie i egoizm, to cechy każdego dobrze radzącego sobie fuckboy’a. Należy uczyć się od najlepszych.
Seks z Hiszpanem z Uluwatu był moim pierwszym po długiej przerwie. Tej nocy mogłam zapomnieć o orgazmie, pomimo, że był świetnym kochankiem. Wciąż zmagałam się z traumą po tym, co mówili o mnie w Polsce. Blokadę z głowy zdejmuje się stopniowo. Dobry seks nie zależy tylko od komfortu, który daje ci druga osoba, ale również od tego, czy samą siebie lubisz. Podobnie będzie z miłością. Gdybym na przykład jakimś cudem chciała stworzyć związek dwa miesiące temu, byłby to najgorszy związek na świecie. Zbudowany na mojej niepewności i problemach, które wtedy miałam w głowie. To pewnie dlatego wciąż rozpada się tyle małżeństw. Łączenie się w pary nie powinno być kwestią desperacji lub ratunku. Powinno wynikać z miłości do siebie i drugiej osoby.
-Za dwa dni wracam do Hiszpanii – zakomunikował mój towarzysz zaraz po seksie
-Dlaczego?
-Praca
-A co ty w ogóle robisz? – często nie jestem tymi tematami zainteresowana
-Mafia, mafia – powtórzył dwa razy, jak to miał w zwyczaju robić
-Jaka znowu mafia?
-Moja rodzina to mafia
-Aha, no to fajnie, ale nikogo nie mordujecie? – nie wiem, czy już wspomniałam, ale zawsze fascynowali mnie wykolejeni ludzie, a książki i filmy o tej prawdziwej mafii (nie mylić z romansami), wciąż należą do moich ulubionych. Ojca Chrzestnego przeczytałam będąc kilkunastoletnią dziewczynką.
– Nie mordujemy, robimy interesy
– To dobrze – odpowiedziałam i sięgnęłam po telefon, na którym pojawiła się wiadomość.
– Zniknęłaś. Wpadasz do mnie na afterparty? – napisał tańczący ze mną tej nocy Australijczyk
-Gdzie? – na moim telefonie szybko pojawił się adres.
– Przepraszam, ale muszę jechać na after party – powiedziałam do Hiszpana
– Jadę z tobą – zaczął podnosić się z łóżka
– Nie możesz, to prywatna impreza.. – zakomunikowałam, dałam mu buzi i udałam się do wyjścia. Było jeszcze wcześnie, więc byłam gotowa na kolejne przygody.
Ciąg dalszy nastąpi…
Pamiętajcie, że pisanie takich historii, kiedy jesteś kobietą rodzi wiele problemów i kompletnie nie opłaca się czasowo/finansowo. Dlatego liczę, że będziecie wspierać moją twórczość. To zmotywuje mnie do działania i z pewnością przyczyni się do powstawania wielu nowych treści.
Tutaj możecie postawić mi kawę: STAWIAM KAWĘ!
https://buycoffee.to/kasiapieluszka
Z całego mojego czarnego serca – dziękuję!
0 Comments