Siedziałam na tarasie i czekałam na mojego gościa. Chociaż był już wieczór na dworze było gorąco. Pierwsze gwizdy zaczęły rozświetlać niebo. Na schodach pojawił się wysoki szatyn.
– Cześć, otwarte, możesz wejść. – Powiedziałam. Balustrada oddzielała wejście główne od samego tarasu. Drzwi zwykle były u mnie otwarte, często nawet, kiedy nie było mnie w domu.
– Widziałem dzisiaj wypadek. – Stwierdził zaraz po wejściu na taras. Tak?
– Skuter zderzył się z samochodem. Koleś totalnie rozjebany, skuter w dwóch kawałkach. I wiesz co koleś zrobił? Wstał, krew ciekła mu strumieniem po twarzy. Złapał się za głowę, powiedział „no problem”, zostawił to wszystko tak jak leżało i poszedł. W szoku wszedłem do pobliskiego sklepu i pytam „co jest kurwa?”, na co kasjer kiwnął ręką i powtórzył tylko „no problem”. – Dokończył swoją opowieść Austriak.
– Prawdopodobnie nie miał żadnego ubezpieczenia, ani nie mógł na nie liczyć. Domyślam się, że wypadek spowodował inny Indonezyjczyk. Jesteś na Bali. Przyzwyczaj się do dziwnych sytuacji. – Roześmiałam się.
– Sprzedam całe gówno, które nagromadziłem w Austrii i się tu przeprowadzę. Vana, deski snowboardowe, motory. Starczy mi pieniędzy na jakiś czas.
– No to jeszcze nie raz się zdziwisz. Też Ci coś opowiem.No dawaj.
– Kilka dni temu jechałam gojekiem. Padało, było ciemno, a ja wybierałam się do Sanur. Koleś cofał i pomimo tego, że czujnik parkowania pikał, wjechał prosto w inny samochód. Wyszedł sprawdzić czy wszystko ok. Nic wielkiego się nie stało. Wsiadł i jedzie dalej. Zanim opuściliśmy miejsce zdarzenia kierowca drugiego auta na luzie wsiadł do swojego samochodu i również odjechał. – Roześmiałam się.
– W Austrii skończyłoby się awanturą.
– Zapewne. Mam takich dziwnych historii mnóstwo. Kiedyś wracałam z imprezy i zobaczyłam idiotyczną sytuację. Rosjanin chudy jak patyk w obciśniętych, błyszczących ciuchach i Rosjanka przy kości przewrócili się na bok razem ze skuterem. Wyglądało to komicznie. Nie wiem czy to był ich skuter i o co w ogóle chodziło, ale nagle zbiegła się zgraja Indonezyjczyków, żeby ich bić. Śmieszny Rosjanin podbiegł do mnie oczekując pomocy. W swoim ojczystym języku próbował mi wytłumaczyć, co się stało. Kompletnie nic nie zrozumiałam. Wstałam ze skutera, stanęłam przed tym chuchrem, chociaż sama jakaś wielka nie jestem i podjęłam próbę zasięgnięcia informacji, o co ta cała awantura. Ci nie lepsi. Tym razem wysłuchałam opowieści w języku indonezyjskim. Zamieszanie jak cholera. , przekrzykujący się ludzie i ja w samym środku tego chaosu. Poprosiłam, żeby ich nie bili i odjechałam, bo cóż innego mogłam jeszcze zrobić.
– Szaleni Rosjanie.
– Jesteś pewny, że chcesz się tu przeprowadzić? – Znowu się roześmiałam.
– Tak. – Odpowiedział bez wahania.
0 Comments