Kilka dni temu na Faro Beach imprezowaliśmy w dziwnym składzie. Ja, czyli świetnie zapowiadająca się pisarka, która wybrała się w dość spontaniczną i nieokiełznaną podróż po Europie. Davide z Włoch, który jest bokserem. Osiemnastoletni Belg, który wybrał się w samotną podróż do Portugalii oraz para po pięćdziesiątce, o której wspomniałam w nagłówku.
Jak do tego doszło?
To był zwykły, upalny dzień w Portugalii. Siedziałam na balkonie z Irlandczykam po powrocie od Marizy. W ustach ciągle czułam posmak wyśmienitego portugalskiego wina z kartonu, którym powolna starsza Pani wypełniała szklanki w swojej restauracji. Odpaliłam kolejnego papierosa. Podobnie zrobił mój towarzysz.
– Te Hiszpanki ewidentnie były Tobą zainteresowane. W ogóle nie zwracały na mnie uwagi. Cały czas patrzyły na Ciebie. – Powiedział i zaczął się się śmiać, a jego brązowe policzki wydały mi się jeszcze bardziej opalone.
– Wiem, wiem. Zostałyśmy same i zaczęły wypytywać o seks. Czy jestem pasywna czy aktywna. Czy spałam kiedyś z kobietą. Kiedy powiedziałam, że nie odparły, że mi nie wierzą. Później nalegały, żebym do nich wróciła lub w ogóle sobie nie szła. Zaprosiłam je tutaj na imprezę, ale nie jestem pewna czy przyjdą.
– Wiedziałem! – Wykrzyknął.
– Tak, chciały mnie wyruchać! – Zaczęliśmy się śmiać aż do rozpuku. Nasze rozważania przerwała Niemka, która zabrała mojego rozmówcę na Paddleboarding. Ja w tym czasie postanowiłam wskoczyć pod prysznic. Nigdy nie wiesz, co Cię czeka, kiedy wypijesz o lampkę wina za dużo. Kilka dni wcześniej nie zakładałam, że zasnę na ulicy, a jednak miało to miejsce.
Odświeżona i pachnąca znowu wyszłam na taras, ale tym razem usłyszałam trans z głośników. Z zaciekawieniem zerknęłam na dół. Siedział tam starszy hipis z długimi dredami przewiązanymi opaską i majstrował coś na swoim laptopie. Szybko włożyłam Vansy i postanowiłam się przyłączyć. Po chwili rozmowy zaczął mi puszczać rozmaite kawałki ze swojej playlisty. Dołączyła do nas jego przyjaciółka. Przezabawna blondynka w średnim wieku z mocnym niemieckim akcentem. Pobiegłam na górę po mój głośnik. Z naszych rozmów dowiedziałam się, że do Portugalii przyjechali założyć komunę hipisów, a cała podróż jest pewnym rozeznaniem. Dzień wcześniej szukali podobnej osady w lesie, ale nie udało im się tego miejsca znaleźć. W związku z tym, że rozmawialiśmy o oldschool’u pochwaliłam się, że w Uluwatu bawiłam się tuż przed DJ-ką na Fatboy Slimie. Puściłam kawałek, a to przyciągnęło kolejnych ludzi.
– Widzę, że lubimy taką sama muzykę. – Zagadał dobrze zbudowany Włoch, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech – czy możemy się do Was dosiąść? Mamy ze sobą butelkę ginu. – Propozycja wydała się zbyt kusząca, aby odmówić.
– Davide, Antonio – Przedstawili się siadając na podłodze po mojej prawej stronie. W takich momentach zazwyczaj pojawia się seria pytań zapoznawczych na przełamanie lodów. Skąd jesteście, czy to są Wasze wakacje, jak długo planujecie zostać, ile macie lat, co robicie w życiu. Konwersację przerwało wejście mojego nowego znajomego z Belgii. Zauważyłam, że jest podekscytowany.
– Cześć, co tam? Usiądź z nami.
– Przez cały dzień szukałem tego weedu. Chodziłem i pytałem przez kilka godzin, aż w końcu pod sam koniec się udało.
– Możemy z Tobą zapalić? – Zapytał Davide.
– Jasne – Z jednego Niemca, który puszczał muzykę zrobiła się cała gromada ludzi jakby nie do pary, a jednak coś nas łączyło.
– Jesteśmy najdziwniejszą ekipą na świecie – Powiedziałam, kiedy siedzieliśmy już na plaży.
– Wiem! – Wykrzyknął Włoch. Mało kto by uwierzył, że tacy ludzie mogą się razem świetnie bawić.
Impreza trwała bardzo długo i z pewnością nikt jej nie zapomni. To zawsze ciekawe jakich spotykasz ludzi na swojej drodze. Słuchaj ich historii, nie oceniaj, nie ignoruj, nie zamykaj się na nowe.
W życiu bardzo ważne są znajmości. Kto wie! Być może kiedyś będę chciała należeć do komuny hipisów w Portugalii.
0 Comments