^
Sztuka niezaburzania umysłu

Ostatnio unikam mężczyzn. To znaczy mniej więcej tyle, że w tamtym tygodniu umówiłam się tylko dwa razy. Z miłym Francuzem, który dał mi dokładnie to, czego potrzebowałam – szaloną, pijacką noc i kilka godzin seksu po dużych ilościach K, oraz z Australijczykiem, którego dobrze znam. Fajnie było wykorzystać współpracę z luksusowym hotelem nie tylko do pisania i tworzenia contentu.

Z moich ostatnich obserwacji wynika, że są faceci, którzy absolutnie szanują twój brak czasu, i tacy, którzy snują własne teorie na temat twojej niedostępności, a co gorsza – naciskają na spotkanie. Zrozumiałam też, jak ogromny progres nastąpił w mojej asertywności i ogólnym podejściu do wszelkich prób manipulacji. Kiedyś miałam problem z wyznaczaniem granic, mimo że doskonale rozpoznawałam chwyty, gry i zabawy. 

Znowu jestem w momencie, w którym myślę, że raczej się już nie zakocham. Miłość jest obecna w mojej codzienności, ale na szczęście nie w formie, która mogłaby doprowadzić do szaleństwa. To raczej trwałe, niegroźne uczucia, które nie wpływają na sposób interpretacji rzeczywistości. Odpycham od siebie wszelkie sugestie, chodzę absolutnie własnymi drogami, a jednocześnie tkwię w przekonaniu, że poza seksem, dobrą rozmową czy wspólnym spędzaniem czasu, mężczyzna byłby dla mnie jedynie rozproszeniem – oderwaniem od tego, co naprawdę daje mi satysfakcję i radość. Właściwie dotyczy to wszystkich ludzi, ale z kobietami seksu nie uprawiam.

Ostatnio koleżanka machnęła mi przed oczami wielkim brylantem. Zaręczyny raz były zerwane, ale po jakimś czasie wrócili do siebie. Zaczęła opowiadać, że chciałaby robić nowe rzeczy, ale jeśli tak się stanie, nie będzie mogła tego pogodzić z obecnością narzeczonego, kiedy on akurat nie pracuje. W Australii ludzie często pracują na zmiany – przykładowo trzy tygodnie na Bali, trzy w Australii. Zwykle to zajęcia w kopalniach, rafineriach – niebezpieczne, ale świetnie płatne.

To znowu doprowadziło mnie do myśli o całej tej społecznej otoczce, w której wmawia się nam, że powinnyśmy zazdrościć białych sukni i pierścionków. A może to kobiety w związkach powinny zazdrościć nam – możliwości dostosowywania życia do własnych preferencji? Oczywiście, nie każda relacja tak wygląda, ale warto pamiętać o „pracy” i kompromisach. Według mnie do ślubnego kobierca powinno się iść tylko i wyłącznie z powodu wielkiej miłości.

Kiedy odcinam się od emocji innych ludzi, jeszcze wyraźniej dostrzegam rozchwiane nastroje przeróżnych osób. Brutalne jest to, jak silnie wpływają one na rozumowanie. W tym oczywiście dochodzi do mnie, że i ja miewam takie stany – i kompletnie nie mam nad tym kontroli. Może dlatego właśnie w Polsce zaczęłam pisać książkę bazującą na buddyzmie, religii, która głosi, że przywiązanie rodzi cierpienie, a drogą do szczęścia jest jego porzucenie.

I tutaj rodzi się pytanie – kto ma rację? Kapłani, którzy wkładają nowożeńcom obrączki, aż śmierć ich nie rozłączy? Czy mnisi, którzy prowadzą do wyzwolenia z cierpienia, zrozumienia nietrwałości i osiągnięcia nirwany? A może to my sami decydujemy, co jest dla nas dobre? Tylko jak dokonać właściwego wyboru, gdy emocje związane z interakcjami z innymi wpływają na nasz osąd i zaciemniają obraz sytuacji, w której się znajdujemy?

Bycie samotnikiem na dłuższą metę, nawet dla osoby o introwertycznych zapędach, raczej się nie sprawdzi. Ja wpadłam na pomysł, by nie tworzyć zbyt głębokich więzi, choć wielu uznało to za płytkie. No właśnie… Tylko że to, co „wielu” sądzi, może okazać się jedną wielką manipulacją, którą niektórzy dostrzegą dopiero pod koniec swojego życia.

W Polsce, gdy wszem i wobec głosiłam, że jestem zajęta, czułam, że mój mózg funkcjonuje na najwyższych obrotach. Wręcz dziwiłam się, jaka jestem mądra – i że niczego mi do szczęścia nie potrzeba poza przelewaniem myśli i pomysłów na papier. Teraz dochodzę do podobnego stanu na Bali. Powiedziałam sobie, że to niemożliwe, żeby nie móc tego tutaj zrealizować. I powiem wam, że działa. Może nie jest tak świetnie, jak po czterech miesiącach kompletnej regeneracji, ale swój tok rozumowania w tym momencie oceniam na solidne 8/10. Moje życie wciąż jest względnie barwne, nawet jeśli ostatnie dni spędzam głównie przed komputerem. Czy uda mi się osiągnąć pełen balans? Trzymajcie kciuki. Czuję w kościach, że 2025 to rok, w którym warto wykorzystać swój potencjał na 100%. 

Moje ebooki znajdziecie tutaj: ebooki

A książkę w Empiku: książka

Tutaj możecie mi postawić kawę za moją pracę i dobre chęci: kawa

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Miłość – choroba psychiczna

Miłość – choroba psychiczna

-To jak długo się spotykaliście?  -Przez miesiąc  -Na Bali to jak roczny związek Czy wiecie, że miłość, na liście WHO,...

Sztuka niezaburzania umysłu

Sztuka niezaburzania umysłu

Ostatnio unikam mężczyzn. To znaczy mniej więcej tyle, że w tamtym tygodniu umówiłam się tylko dwa razy. Z miłym...

Od łez radości po smutek

Od łez radości po smutek

Najpierw był ślub. Naturalny, bez presji, z miłości. Prawdziwy.A potem – smutek. Bo młoda osoba, którą poniekąd...

No Problem

No Problem

Siedziałam na tarasie i czekałam na mojego gościa. Chociaż był już wieczór na dworze było gorąco. Pierwsze gwizdy...