Obejrzałam serial o Osieckiej, o którego istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia. Ba, nie wiedziałam, że odbił się takim echem, bo wielu nie zgadzało się z zaprezentowanym w owym dziele wizerunkiem artystki. Informacja przyszła do mnie w trakcie oglądania, bo jak to ja, googluję prawie wszystko, kiedy oglądam coś, co faktycznie miało miejsce w przeszłości. U wielu ludzi mogłaby budzić wątpliwości jej moralność. Ja na przykład nie jestem zwolenniczką rozbijania małżeństw. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że lepiej podążyć za szczęściem, niż trwać w nieszczęściu. Miałam też wrażenie, że nie do końca nakreślono jej inteligencję. Po pierwsze, świadczy o tym jej artystyczny dorobek. Po drugie, mimo że jej uroda nie była powalająca, to jakoś uwodziła tych wszystkich mężczyzn, a uwodziła właśnie inteligencją, pewnością siebie, charyzmą i talentem. Oglądając pierwsze odcinki, nawet jej nie polubiłam, bo wydawała mi się zbyt spragniona uwagi mężczyzn. Nie śmiałabym jednak krytykować tej realnej postaci.
Niezwykle pociągający wydał mi się artystyczny świat tamtejszej Warszawy. Bohema ludzi różniących się od reszty – zbuntowanych, zapijaczonych, często pozbawionych zasad moralnych. Ludzi poszukujących odpowiedzi i głoszących swoje przekonania z większą odwagą niż pozostali. Żyjących sztuką i dla sztuki. Później wymyślono telefony i influencerki, które w większości nie kreują własnego świata, ale dostosowują się do rynku i zapotrzebowania. W trakcie oglądania przyszła mi również do głowy zabawna myśl, że dzisiaj zamiast listu miłosnego, jeden i drugi wyśle ci zdjęcie penisa, jakimś cudem myśląc, że jest to idealny sposób na zwrócenie uwagi kobiety. Panowie, jest to idealny sposób na to, aby zostać zablokowanym. Wracając do listów, to już wcześniej zazdrościłam mamie, że je pisała. Jedna kartka papieru, na której możesz zawrzeć wszystkie myśli i wydarzenia, która dopiero po kilku dniach trafi do adresata.
Prawdziwa Osiecka, nie ta z serialu, w jednym z wywiadów wspomniała, że artyści w swojej sztuce ukazują to prywatne cierpienie, a tego w czasach komunizmu było sporo. Ja osobiście nie lubię pisać, kiedy boli mnie dusza, bo mam wrażenie, że już zbyt wiele tych smutnych dzieł powstało i życie faktycznie można naprawić, a jeszcze lepiej zbudować od nowa. To nas chyba łączy, bo gdzieś tam powtarzano, że Agnieszka Osiecka uwielbiała rozwalać i zaczynać od początku. Według mnie wynika to z ciągłej potrzeby doświadczania, co jest niezbędne, aby się rozwijać, a nie z zagubienia. Tutaj chciałabym zaznaczyć, że to środowisko nieustannie przedstawia się w taki sam sposób – jako ludzi smutnych, nieustannie szukających i nie twierdzę, że tak się nie czują, ale oglądając czy czytając ich dzieła, wiesz, że nie brakuje im pewności siebie, że głoszą coś z pełnym przekonaniem, dzielą się jakąś wiedzą. Tak więc, czy przyczyną tego nieszczęścia nie będzie świadomość, jak to wszystko działa i bezsilność, która wynika z faktu, że oni coś mówią, a niewielu to rozumie i może kogoś zmienia, ale nie ma aż tak dużego wpływu na działanie tego często brutalnego i niezbyt mądrego świata?
– Trudno mi się żyje, ponieważ mam straszliwego wroga, a tym wrogiem jestem ja sama. Miałam to szczęście w życiu, że nie pamiętam, aby ktoś z przyjaciół czy nieprzyjaciół wyrządził mi jakieś potężne, solidne świństwo. Natomiast wszystkie kłopoty, tarapaty, wręcz dramaty, w jakie w życiu brnę i brnęłam, mogę zawdzięczać głównie sobie – powiedziała Agnieszka Osiecka w trakcie wywiadu dla TVP Kultura.
I chociaż zgadzam się z tymi słowami, bo sama często chwalę się takim zachowaniem, to uważam, że w czasach komunizmu widziano szklankę do połowy pustą, a nie pełną. Ja życiowe niedogodności, nawet jeśli nie zawsze są one moją winą, traktuję bardziej jak lekcje czy tematy do pisania, a już tym bardziej, jako zabawne anegdoty dotyczące mojego życia. Bez tych wszystkich życiowych dramatów, gdzie byłaby dziś Osiecka? Być może zwyczajnie w grobie, a nie na kartkach papieru, scenach teatrów i w piosenkach.
Osiecka napisała wiersz, który zaczyna się od słów: „Tkwić w szarej sukience i podziwiać, jak oddychasz. Taki to był ten mój program. Okazało się jednak, że należy lśnić, błyszczeć, wibrować, mieć myśli i pomysły, być kimś, mieć głowę na karku (…)”.
Zabrzmi to narcystycznie, ale już jako młoda osoba zastanawiałam się, dlaczego nie wystarcza mi do szczęścia tyle, ile wystarcza innym. Przez większość życia chodzisz po tym świecie i nie wiesz dlaczego tyle rzeczy niszczysz, aby później zobaczyć, że wiele osób ma do ciebie podobnie i wcale nie musisz tego postrzegać jako uchybienie. Fajnie jest patrzeć na cały życiorys danej jednostki, bo kiedy jesteśmy w drodze, wiele rzeczy może nam umknąć. Wszystko wydaje się skomplikowane, czasami bez sensu, często niesprawiedliwe, ale przecież chodzi o jedno – rezultat końcowy. Ostatnio zastanawiałam się też nad tym, jak żyliby ludzie, gdyby znali datę swojej śmierci, ale może na ten temat rozpiszę się innym razem.
Kilka spraw organizacyjnych:
Mam w sprzedaży kilka ebooków i JESZCZE nie mam sklepu, więc proponuję następujące rozwiązanie:
Wpłacacie od 20 zł na: buycoffee.to/kasiapieluszka , a w treści wiadomości wpisujecie nazwę ebooka, którego chcecie zamówić. Jeśli nie będzie wiadomości – odczytuję to, jako zamówienie dotyczące ostatniej pozycji.
Dostępne ebooki:
-„my Polacy”
-„One way ticket”
-„Sztuka wyrywania – poradnik dla kobiet i mężczyzn”
Dziękuję za uwagę i dziękuję za czytanie!
0 Comments