– Cześć, mogę zjeść na miejscu? – Zapytałam zdziwionego Indonezyjczyka. Od kilku dni nie widują zbyt wielu białych. Oboje byliśmy delikatnie zdezorientowani.
– Pewnie. – Poparł mój pomysł. Wokół kłębili się pracownicy. Na dużej przestrzeni był zajęty jeden stolik. Siedziała tam grupka Indonezyjczyków.
– Poproszę kawę. – Powiedziałam w kolejnej budce. – Mogłabyś udostępnić relację? – Zapytała młoda Balijka.
– Jasne. – Nagrałam film, kiedy tylko kawa latte i pierogi zostały mi podane. Przez cały poprzedni dzień nie wychodziłam z domu. Byłam w sklepie i to wszystko. Pracowałam, oglądałam Netflix. Miałam dość docierających do mnie informacji o zakazach. Dowiedziałam się o obowiązkowym szczepieniu, w przeciwnym razie miałabym nie dostać przedłużenia wizy. Hiszpan ostrzegał mnie przed opuszczaniem domu. Znajomy przesłał mi zdjęcie z aresztowania właściciela lub managera popularnej restauracji w Seminyak, który nie zastosował się do nowych zasad. Na drogach rozstawiono wojsko i policję. Olałam i postanowiłam żyć normalnie.
Delektowałam się pierogami i kawą, a na mój telefon zaczęły docierać wiadomości. O otwartych miejscach, w których można cieszyć się posiłkiem, o zamkniętych lokalach, o plażach. Inne były bardziej przerażające.
– Nie możesz wychodzić bez dokumentów. Skasuj relację, bo za chwilę przyjedzie wojsko i wszystko zamknie. – Napisał znajomy Włoch. Pieróg z mięsem stanął w moim gardle.
– Co Ty mówisz. Czemu mają zamykać? Siedzę w ogrodzie.
– Nie możesz poruszać się bez dokumentów. Zamykają wszystkie knajpy. Nie ma znaczenia czy to ogród.
– Ok, skasuję. – Od kilku dni nie mogłam udostępnić zdjęcia, że jem kurwa śniadanie lub siedzę na kiblu. Wszystko zostało zabronione. Nie wspominając o fajerwerkach z okazji 4 lipca, które rozświetliły niebo podczas siedmioosobowej imprezy, na którą poszłam.
– Deportują nas! – Krzyknęła Amerykanka i schowała się w sypialni, kiedy ktoś zapukał do drzwi frontowych.
– Jezu, dajcie spokój. Jesteśmy tutaj w siedem osób. To nawet nie jest impreza – Powiedziałam.
– Ok, jakiś gościu przyszedł i pytał czy to ja, ale powiedziałem mu, że to sąsiedzi. – Stwierdził zadowolony Teksańczyk.
Na Bali, chyba od tygodnia panuje atmosfera strachu. Głównie przed deportacjami. Rząd dobrze wie w jaki sposób z nami pogrywać. W tym samym czasie krążą plotki, że nie możemy wrócić do kraju bez szczepionki. Nie wpuszczą nas na pierwszy lot, ten do Jakarty. Potwierdzoną informacją jest, że bez szczepienia nie możemy opuszczać stref, w których mieszkamy. Żyję w Canggu, więc mam tu siedzieć na dupie. Niektórzy znajomi tuż przed zamknięciem wyjechali na Komodo lub na Gili. Zastanawiam się w jaki sposób wrócą. Z pewnością niedługo się przekonam. Najdalszą wycieczkę mogę zrobić sobie do Kuty lub Seminyak. Za brak maski mogę dostać mandat, mają mnie też prawo deportować. Podobnie jest z siedzeniem w restauracji, wyjściem na plażę. Wraz z wojskiem do takich miejsc przychodzą urzędnicy imigracyjni.
Czy na 100% będą masowo wywalać ludzi? Większość spraw na Bali można załatwić polubownie, ale panuje atmosfera strachu. Wyobraźcie sobie dwudziestu lub trzydziestu mundurowych w jednym miejscu. Czy w takim razie zaszczepieni mogą żyć normalnie? No kurwa niezupełnie. Mogą sobie pojechać na przykład do Ubud, gdzie podobno policja wypełniła całe miasto. Obowiązują ich wszystkie pozostałe zakazy. Postanowiłam się nie denerwować. Poczekać z rozwiązaniem do przyszłego tygodnia.
– Jutro mam urodziny.
– Napisałam do zaprzyjaźnionej Niemki.
– Zadzwonię do Ciebie.
– Ok, będę leżeć z butelką tequili w łóżku i płakać.
– Hahaha
0 Comments