Chciałam wyskoczyć przez okno, ale wciąż nie mogłam zwlec się z łóżka. Tego dnia towarzyszyła mi butelka Prosseco. Moja mama poinformowała znajomych lekarzy, że być może zajdzie potrzeba leczenia moich odleżyn. Czarna polska dziura praktycznie wchłonęła moją duszę. Czasami zastanawiam się, czy zanim powstały środki masowego przekazu również dochodziło do tylu samobójstw? Prasa, władza, banki, korporacje zaciskają pętle na naszych szyjach. Idea może być taka, że przez całe życie mamy harować, żyć w strachu, planować, zatracać się w konsumpcjonizmie.
– Picie jest rozwiązaniem Twoich problemów? – Zapytał Gary. To Francuz o korzeniach hiszpańsko-peruwiańskich. Czarne loki, ciemna karnacja, wysportowana sylwetka i szeroki biały uśmiech. To sportowiec-artysta. Mam słabość do mężczyzn, którzy po surfingu usiądą przy ognisku i zagrają dla mnie na gitarze.
– Nic już nie zależy ode mnie. Właśnie dowiedziałam się, że znowu nie otworzą Bali. Postanowiłam się upić. Nie daję już rady. Zostawiłam tam całe swoje życie. Ja nie mieszkam już w Polsce. Czuję się tu obco i dziwnie.
– Odpisałam, zdając sobie sprawę, że może to źle odebrać. Zwykle nasze rozmowy miały pozytywny wydźwięk. To nie jest osoba, która lubi narzekać lub słuchać narzekania.
– Kup bilet i leć. Do Włoch, do Portugalii i może odwiedziłabyś mnie we Francji? – Zasugerował.
– Wiem, tylko to mnie może teraz uratować. Biorę Prosseco, rower i jadę nad rzekę. W Canggu, kiedy miałam zły dzień pomagał mi ocean. Siadałam na schodach i kontemplowałam przez kilka godzin. Widok natury jest dla mnie kojący. Czasami wystarczało 5 minut rozmowy, abym poczuła się lepiej. Trudno powiedzieć skąd ten chłopak czerpie pozytywną energię. Tym bardziej zagadkowe jest przekazywanie jej podczas rozmowy na Instagramie.
Na dworze było gorąco, aby przygotować się do drogi wystarczyło założyć spodenki, t-shirt i vansy. Do koszyka wsadziłam mój otwarty napój alkoholowy, co miało znacznie utrudnić szybką jazdę. Mijałam dobrze znane mi miejsca. Betonowe konie nieopodal stadionu, na których w dzieciństwie zrobiono mi zdjęcie. Moje liceum. Dom dziadka przypominający mi o rodzinnych imprezach. Garaż, w którym przesiadywałam z kolegami. Właściwie wciąż to robimy, ale znacznie rzadziej. Tylko wtedy, kiedy zrządzenie losu wyśle nas w tym samym momencie w rodzinne strony.
Trzy miesiące temu tunelem czasu, a raczej samolotem i samochodem wróciłam do mojego dzieciństwa. To miasto prawie w ogóle się nie zmienia. Mentalnie wcale. Niekiedy znikają i rodzą się nowi ludzie. Większość spędziła tam całe życie. Znaczna część jest w jakiś dziwny sposób spokrewniona. Żyją w niewielkiej społeczności, gdzie nic nie można ukryć. Plotki zwykle działają jak głuchy telefon. Ostatnia osoba usłyszy, że ktoś kogoś zabił, a ksiądz sprzedaje kokainę i rucha dziwki. Kiedy umarł mój tata na temat jego śmierci powstało tak wiele wersji, że przez tydzień nie miałam odwagi pokazać się w szkole. Śmierć mojego brata była kolejnym spektaklem. Nikogo za to nie winię. To zachowania, których nie da się już z tego miejsca usunąć. Ludzie przywykli do gadania o sobie nawzajem. Ciekawa jestem, co by się działo, gdyby spadł na nich dar słyszenia cudzych myśli. Być może wtedy wróciłabym do innego miasta.
– Już lepiej? Co z Twoimi odwiedzinami? – Odczytałam wiadomość od Garego, kiedy dotarłam nad rzekę.
– Lepiej. Dziękuję. W końcu jestem królową tego kraju, więc muszę tam polecieć. Dam znać jak zarezerwuję bilety. – Odpisałam. Nie pamiętam skąd dokładnie się to wzięło, ale nieustannie żartowaliśmy, że jestem królową Francji.
W parku spędziłam dobrą godzinę. Mamy tam coś w rodzaju przystani, ale akurat w tym miejscu rzeka stanęła w miejscu. Tak, moje rodzinne miasto jest wybitnie malowniczo położone. W bliskiej odległości znajduje się park krajobrazowy, kaniony, lasy, jaskinie, stadniny koni, rzeka Warta. Samo dzieciństwo wspominam bardzo dobrze. Natomiast, kiedy zaczęłam dorastać marzyłam tylko o tym, żeby jak najszybciej się wyprowadzić. Pierwszy dzień w mieszkaniu we Wrocławiu był jednym z najpiękniejszych w moim życiu. 10 lat później stolica dolnego śląska również zaczęła mnie nudzić.
– Mamo, Wyjeżdżam. – Oznajmiłam zaraz po wejściu do domu.
– Gdzie? – Zapytała.
Na początku odwiedzę wujka w Ostii, później Francesco w Rzymie i pojadę do Neapolu zobaczyć się z Enzo. Następnym przystankiem będzie Francja. Mam sporo znajomych w całej Europie, których chciałabym odwiedzić.
– Mam nadzieję, że nie wydasz wszystkich pieniędzy. Może poczekaj, aż otworzą Bali. – Skwitowała.
– Wolę wydać wszystkie pieniądze niż umrzeć w Polsce na depresję. Mam już dość czekania.
– Odparłam poirytowana. Często dzieliła nas ta kwestia. Według mojej rodzicielki jestem lekkoduchem, co w ogóle nie mija się z prawdą. Działała jednak jak nieznośny alert.
– Przypominamy jesteś lekkoduchem i skończysz marnie bez pieniędzy. – Owy alert wskakiwał do mojego pokoju kilka razy dziennie, aby się ze mną tym podzielić.
Zarezerwowałam pierwszy bilet do Rzymu. Podróżowanie w tym czasie nie było czymś oczywistym. Początek lipca 2020 roku. Granice wielu krajów Europy zostały otwarte pod koniec czerwca. Były to dość niepewne decyzje rządów poszczególnych państw Europy. W każdej chwili mogli coś ponownie zamknąć, wprowadzić obowiązkowe testy, ograniczyć możliwość powrotu do Polski. Informacje przekazywane nam przez Internet i odbiorniki telewizyjne wskazywały na trupy, karetki, patrole wojsk i policji na ulicach. Przekaz był jasny: zostań w domu. Postanowiłam zaryzykować.
0 Comments